Tarsycjusz urodził się 237 roku. Był młodym rzymianinem w czasie gdy biskupem Rzymu był Stefan. Nie znamy dokładnej daty jego śmierci, najprawdopodobniej poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Decjusza (między 249 a 251 rokiem).
Tarsycjusz żył w czasie jednego z najkrwawszych prześladowań gdzie setki, tysiące ludzi umierało za wiarę i było zamkniętych w więzieniach. Ich największym pragnieniem było choć raz, choć ostatni raz w swym życiu przyjąć Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Zanoszono im więc potajemnie Komunię do więzień. Narażając przy okazji życie. Każdy kapłan, czy diakon, każdy chrześcijanin był narażony na zdemaskowanie, nawet zanim docierał do skazańca.
Pewnego dnia, niosąc Komunię Św. do więzienia spotkał swoich pogańskich rówieśników, bawiących się na podwórzu. Chłopcy wołali Tarsycjusza, ponieważ chcieli zobaczyć, co niesie pod płaszczem. Zaniepokojony chłopak zaczął więc uciekać przed nimi, a ci go gonili. Gdy go dogonili próbowali wydrzeć mu z rąk. Najświętszy Sakrament Tarsycjusz jednak bronił go zawzięcie. Wtedy został on powalony na ziemię, bity, kopany i kamieniowany. Dopiero przypadkowo przechodzący żołnierz, który także był chrześcijaninem, rozgonił oprawców. Pospiesznie zaniósł chłopca do domu, gdzie ten niebawem zmarł. Żołnierz zaś zaniósł ze czcią Najświętszy Sakrament do kapłana katolickiego.
Święty Tarsycjusz jest patronem ministrantów i Pierwszej Komunii Świętej.

“Fabiola” fragment utworu kard. angielskiego Wiseman’a z 1855 roku, poświęcony chwalebnemu życiu św. Tarsycjusza
“Pewnego dnia gdy kapłan przygotowywał konsekrowany Chleb, Tarsycjusz stanął przed nim, był gotowy, by zanieść Jezusa do więzienia. – Jesteś zbyt młody – powiedział kapłan.
– Ojcze – odparł Tarsycjusz – młodość będzie dla mnie najlepszą ochroną. Wziął z ołtarza Ciało Chrystusa, owinął Je najpierw starannie w lniane płótno, następnie raz jeszcze w inny kawałek materiału i kładąc Tarsycjuszowi na ręce rzekł: – Pamiętaj, jaki skarb składam w twe ręce. W czasie drogi unikaj tłumu i pamiętaj, że rzeczy świętych nie daje się na posiłek psom, ani pereł nie rzuca się przed świnie.
– Nie zawiodę, raczej umrę – odpowiedział dzielny młodzieniec. Unikał zarówno tłumnego rynku, jak i wyludnionych ulic. Przejęty świętym obowiązkiem dotarł właśnie na podwórze, gdzie chłopcy, którzy wyszli ze szkoły, przygotowywali się do gry. – Co za niespodzianka! Tarsycjuszu! Chodź, właśnie brakuje nam jednego do gry, zawsze byłeś w niej dobry.
– Teraz nie mogę, naprawdę, mam pilną sprawę – rzucił Tarsycjusz, starając się ominąć gromadę.
– No więc cię przymusimy – odparł najstarszy z grupy, wyrośnięte chłopaczysko, nie znoszące żadnego sprzeciwu. Natychmiast też zastąpił drogę Tarsycjuszowi.
– Stawaj do gry, słyszałeś! – rozkazał groźnie.
– Błagam was, pozwólcie mi odejść.
– Nie ma mowy – odparł tamten. – I powiedz nam jeszcze, co tam z taką pieczą chowasz na piersi? Może jakiś ważny list? Nic wielkiego się nie stanie, jeśli ktoś go otrzyma trochę później! Daj mi go, schowamy go w bezpieczne miejsce, odbierzesz po skończonej grze. – powiedział chłopiec, wyciągając ręce, aby zabrać świętą przesyłkę.
– Nie, nie. – zawołał Tarsycjusz.
– No, co tam masz, zobaczmy ten skarb! – ciągnął tamten, dobierając się coraz natarczywiej do przesyłki ukrytej na piersiach. Bez płaczu, bez krzyków bólu, znosił jego pięści i szarpanie.
– Co się dzieje, co on tam ma? – wołał w tym czasie tłum gapiów.
– Nie wiecie? – zawołał jeden z nich. – Ten chrześcijański osioł ciągnie z sobą swoje Tajemnice! Więcej nie było już potrzeba. Ciekawość pogan, także i tych dorosłych, aby zobaczyć i znieważyć Tajemnicę chrześcijan, obudziły w tłumie dzikie pragnienie. – Nigdy, nigdy, dopóki żyję! – wołał maltretowany. Z omdlałych ramion, ktoś już, już, zdawał się wyrwać zawiniętą w płótno Komunię świętą, gdy nagle, dosłownie w mgnieniu oka, potężne ramiona atletycznego centuriona rozpędziły napastników. Gdy na podwórzu nie było już nikogo, znajomy centurion pochylił się nad młodzieńcem:
– Tarsycjuszu, boli mocno?
– Centurionie – chłopak otworzył oczy – mam tu przy sobie Najświętsze Ciało, weź je pod swoją opiekę! (…) Czcigodny Dionizy, nie mogąc powstrzymać wzruszenia, rozwierał powoli skostniałe ręce Tarsycjusza, aby wyjąć ukryty na piersiach Najświętszy Sakrament. Potem centurion zaniósł jego ciało na cmentarz Kaliksta (…)”.

Modlitwa do św. Tarsycjusza
Święty Tarsycjuszu, Patronie i wzorze nasz,
Ty niosłeś Jezusa na sercu i w sercu jako największy swój skarb.
Cześć i miłość Jezusa promieniowały z Twego oblicza
i dla Niego oddałeś radośnie swe młode życie.
I my zawsze chcemy nosić Jezusa w swym sercu, chcemy ze skupieniem,
z czcią i miłością chodzić wokół Jego ołtarza.
Chcemy nieść Jezusa do domu, do szkoły i wszędzie przez dobry przykład.
Pomóż nam i spraw, abyśmy całym życiem tylko Jemu służyli
i do Niego należeli teraz i na wieki. Amen.

Zofia Hołubicka