„Powierz Panu swą sprawę a spełnią się twoje zamiary”
(Księga Przysłów 16,4)
Porada, to udzielenie komuś rady. Każdy z nas potrzebuje porady lekarza, prawnika czy innego specjalisty. Kto udzieli najlepszej porady? Życie samotne nie jest sielanką. Nie ma blisko kogoś, z kim można porozmawiać, kto zaraz mógłby poradzić, gdy tego potrzebuję. Pewnego razu przyszła do mnie bardzo dobra znajoma i pyta czy nie znam dobrego prawnika, bo była u kilku i żaden nie udzielił jej porady, której oczekiwała. Po krótkiej rozmowie zorientowałam się, że żaden prawnik nie powie jej nic innego niż to, co już usłyszała. Gdy jej to powiedziałam była zdziwiona. Zauważyła na moim stole Pismo święte i spytała: A czy Bóg udzieli mi porady na nurtujące mnie pytania czy problemy? Tak! On jest najlepszym specjalistą w każdej dziedzinie. Co zrobić, by usłyszeć potrzebną mi radę? Proste. Usiądź, wycisz się, weź Pismo święte i nie zwlekając zacznij czytać a potem SŁUCHAJ co Bóg mówi do Ciebie. Mnie pomagają zamknięte oczy i zaproszenie: “Przyjdź, Panie, bo Twój sługa słucha. Biblia to Księga życia. List, który Bóg pisze do każdego człowieka bez względu na podchodzenie czy kolor skóry, a więc i do mnie. Tam są słowa Ojca do swojego dziecka, który kocha i pragnie udzielać mi swoich rad, gdy Go oto proszę. Dlaczego z tego nie skorzystać? Przecież Pan Jezus kuszony przez szatana na pustyni, w czasie pierwszej próby wskazuje, co w życiu powinno być najważniejsze: “Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (zob. Mt 4,4). Rodzi się pytanie: Jak nim żyć? Jak się wsłuchać w słowo Boga, jeśli w moim wnętrzu i wokół mnie tyle hałasu, szumu, tyle rozproszeń? Ile to razy spędziliśmy dużo czasu na rozmowie z innymi myśląc, on mi na pewno dobrze poradzi. A czy w moim sercu zrodziło się pytanie: A może zapytać Pana Boga? Rzadko! Przecież jestem mądra, wykształcona to sobie poradzę. Takie myślenie to jest kłamstwo i oszukiwanie samego siebie. Gdy chcemy usłyszeć słowo Boże musimy mieć otwarte serce, by mogło w nim zamieszkać. Ojciec Jacek Salij, w jednej ze swych wypowiedzi, porównuje ludzkie serce do jeziora. Mówił tak: “Jeżeli wrzucę kamień w wodę jeziora wzburzonego, ono wcale nie zareaguje. Natomiast kiedy woda jest spokojna, to wystarczy wrzucić nawet mały kamyk, a zaraz pojawiają się fale, które zaczynają rozchodzić się coraz szerszym kręgiem”. Podobnie jest z człowiekiem Tak jesteśmy zabiegani, zajęci wieloma sprawami na raz, że nasza głowa nie może ich pomieścić – wtedy głosu Boga nie usłyszymy. A On woła głośno i wyraźnie. Słowo Boga przemawia w ciszy, w zasłuchaniu. Ono wchodzi do naszego serca przez uszy, w których nie może pozostać. Musimy mu pozwolić dotrzeć do wnętrza, by móc wydać dobre owoce. Dla mnie najlepszym przykładem postawy jaką powinnam przyjąć, by wsłuchać się w Słowo Boże, są słowa Jezusa skierowane do Marty siostry Łazarza: «Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona». Ona usiadła u stóp Pana i wsłuchiwała się w Jego słowa. (zob. Łk 10, 38-42). Bóg do nas ciągle mówi. Wsłuchujmy się w Jego Słowo, aby wprowadzać w życie, to co usłyszymy. Powtarzajmy za psalmistą “Słowa Twe, Panie, są duchem i życiem”, by uwierzyć sercem, że słowa Pana są najlepszą poradą na rozwiązanie każdej sprawy, nawet tej najtrudniejszej.
Duchu Święty przyjdź z darem mądrości i roztropności, bym każdego dnia wsłuchiwała się w Boże słowo, przyjęła je do serca i nim żyła.
Myślę, że warto pochylić się nad słowami piosenki ” Zatrzymaj się na chwilę – Jacek Sadowski
„Zatrzymaj się na chwilę Nad tym, co w sercu kryjesz
Zatrzymaj się na chwilę I pomyśl: po co żyjesz?
Jedną małą chwilę zawsze znaleźć możesz
Odejść z gwaru życia – Spojrzeć w Serce Boże.”
W „Zeszytach Odnowy w Duchu Świętym” znalazłam świadectwo Małgorzaty:
„Pojechałam do Warszawy na studia i zachłysnęłam się samodzielnością. Dalej trzymałam się wartości wpojonych, ale Bóg został zepchnięty na margines. Nie czułam, że jest mi na co dzień potrzebny. Czegoś mi jednak brakowało. Zaczęłam prosić Boga, by mi pokazał, po co ja żyję… Potem przyszedł czas bezrobocia, wyrzuty Bogu, że mnie zostawił. Siedziałam w domu, mój mąż pracował. Z życzliwej osoby zrobiłam się potworem: wiecznie niezadowolona, czasami agresywna. Ale w końcu uświadomiłam sobie, że drogi są tylko dwie: albo z Bogiem, albo z szatanem. Zdecydowałam się być z Bogiem tak jak On chce, ale wewnątrz niczego nie czułam. I wtedy wszystko zaczęło się zmieniać. Jak wcześniej spadałam w dół, teraz równomiernie wychodziłam na górę. Przyszedł niesamowity spokój… Dalej byłam bezrobotna, ale przestałam wojować. I po pół roku byłam już zupełnie kimś innym. W końcu przypomniałam sobie, że prosiłam Boga o zobaczenie sensu mego życia. Dostałam to, czego chciałam. Zaczęłam się otwierać na Niego przy pomocy ludzi. Wyszłam ze swej skorupy. Wiele osób nie poznawało mnie zupełnie – tego kogoś nowego, radosnego… Teraz pracuję, ale wiem, że to, co przeżyłam, nie jest ostatnią potyczką. Droga za Chrystusem jest trudna i wymagająca, ale to, co się zyskuje, przechodzi najśmielsze oczekiwania.”
Zofia Hołubicka