Bierze krzyż na swoje ramiona. Dźwiga razem z Szymonem ciężki bal drewna. Razem z matką wchodzi na górę czaszki. Niech mi będzie wolno otrzeć Twą twarz. Obdarowujesz mnie najdroższym obrazem, prawdziwą ikoną pisaną życiem. Coraz dalej i kolejne upadki. Podnosisz się i mnie podnosisz. Kobiety Jerozolimskie niech i ja zapłaczę nad swym losem. Naucz mnie Jezu jak iść, aby ratować to co jeszcze nie zginęło.

Dariusz Kaźmierczak