W naszych comiesięcznych rozważaniach katechizmowych dziś porozmawiamy o nadziei i miłości. Nadzieja ma silny związek z wiarą i miłością. Człowiek wierzący w Boga i kochający Go ufa, że będzie mógł żyć tak, jak tego pragnie jego Ojciec Niebieski, i spotka się z Nim na zawsze w niebie. Nadzieja jest tęsknotą za Bogiem, za spotkaniem z Nim. Nadziei nie niszczy ani poczucie swej słabości ani grzeszności, gdyż ma ona swoje źródło w przekonaniu, że dobry i potężny Ojciec Niebieski chce i potrafi nam skutecznie pomóc w dojściu do zbawienia. Nadzieja pojawia się w pokornym i słabym człowieku, który głęboko wierzy w miłość, miłosierdzie i potęgę Boga. Taki człowiek ufa, że pomimo swojej słabości – z pomocą Stwórcy – odpowie na Jego zbawcze wezwanie i dojdzie do Niego w wieczności.
O tej nadziei rodzącej się w słabym człowieku mówi Katechizm Kościoła Katolickiego: „Gdy Bóg objawia się i wzywa człowieka, nie może on własnymi siłami odpowiedzieć w sposób pełny na miłość Bożą. Powinien mieć nadzieję, że Bóg uzdolni go do odwzajemnienia Mu miłości i do działania zgodnie z przykazaniami miłości. Nadzieja jest ufnym oczekiwaniem błogosławieństwa Bożego i uszczęśliwiającego oglądania Boga; jest także lękiem przed obrażeniem miłości Bożej i spowodowaniem kary.” (KKK 2090)
Mający nadzieję człowiek ufa, że Bóg go wesprze swoją wszechmocą i że pomoże mu żyć według Dekalogu i osiągnąć zbawienie. Taki człowiek przypomina małe dziecko, które dopiero zaczyna chodzić. Kiedy chce ono dojść do drugiego końca pokoju – bo coś mu się tam podoba – podnosi się na swoich słabych nóżkach i robi nieudolne kroki. Pomimo swojej słabości ma odwagę to robić, gdyż ufa, że za nim stoi mama lub ojciec, gotowi swoimi potężnymi ramionami podtrzymać je, aby się nie przewróciło i nie zrobiło sobie krzywdy. Czując opiekę i miłość rodziców dziecko – choć słabe – ufnie kroczy do swego upragnionego celu na drugim końcu pokoju.
Pierwsze przykazanie zakazuje grzechów przeciwko nadziei. Grzechami tymi jest zuchwała nadzieja, rozpacz, dążenie w życiu wyłącznie do ziemskich celów.
Zuchwała nadzieja
Nadzieja skłania człowieka do podążania na wieczne spotkanie z umiłowanym Ojcem. Z nadziei wypływa przekonanie, że pomimo słabości można dojść do Jego domu, gdzie są przygotowane mieszkania dla każdego człowieka. To przekonanie nie jest jednak zuchwałą i grzeszną ufnością, na której niebezpieczeństwo zwraca uwagę Katechizm. „Istnieją dwa rodzaje zuchwałej ufności. Albo człowiek przecenia swoje zdolności (mając nadzieję na zbawienie bez pomocy z wysoka), albo też zbytnio ufa wszechmocy czy miłosierdziu Bożemu (mając nadzieję na otrzymanie przebaczenia bez nawrócenia oraz chwały bez zasługi).” (KKK 2092)
Rozpacz
Grzechem przeciwnym nadziei jest rozpacz. Jej źródłem może być brak wiary w potęgę Boga i w mogącą nam pomóc Jego miłość. Do rozpaczy może też doprowadzić człowieka jego pycha. Nie chce bowiem zwrócić się do Boga z prośbą o przebaczenie. Pycha ukazuje taką prośbę człowiekowi jako coś poniżającego, niegodnego. Aby usprawiedliwić swoją wypływającą z pychy postawę, tłumaczy on sobie, że dla niego nie ma już przebaczenia, że Bóg mu nie przebaczy, a więc nie musi żałować za swoje grzechy, nie musi prosić Go o okazanie miłosierdzia, nie musi wyznawać swoich grzechów w sakramencie pojednania itp.
Wypływająca z pychy rozpacz jest w pewnym sensie karykaturą pokory. Pokorny bowiem człowiek jest przeświadczony, że nie zasługuje na Boże przebaczenie. Jednak pomimo tego przekonania wierzy w miłosierdzie Boże i szuka go, tak jak celnik z przypowieści Jezusa, który w poczuciu swej niegodności „nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” (Łk 18,13). Ogarnięty pychą człowiek mówi: „Nie ma dla mnie przebaczenia”. Tych słów jednak nie podsuwa mu pokora, lecz silna niechęć do prośby o przebaczenie, do autentycznego nawrócenia się, do sakramentu pokuty. Swoją rozpaczą znieważa Boga, gdyż Temu, który jest samą Dobrocią i Miłością, mówi: „Jesteś okrutny, zły i mściwy, dlatego nie idę do Ciebie”.
Nieraz rozpacz doprowadza człowieka do samobójstwa. Może się tak stać na przykład wtedy, gdy człowiek żył tylko dla pieniędzy, dla bogactwa, które pewnego dnia nagle stracił. Człowiek taki utracił skarb, przy którym było jego serce , i odbiera sobie życie. Nie widzi już żadnego celu, dla którego warto by żyć.
Dążenie tylko do celów ziemskich
Często można się spotkać z takim życiem chrześcijan, które nie ujawnia wyraźnie nadużywania Bożego miłosierdzia ani też rozpaczy, brak natomiast jasnego i wyraźnego dążenia do celu ostatecznego. Może tak być dlatego, że nadzieja jeszcze się odpowiednio nie rozwinęła, ale może to być również znakiem jej całkowitego zaniku. Nadzieja bowiem – wraz z tęsknotą za Bogiem i chęcią spotkania się z Nim – może ulegać osłabieniu a nawet zanikowi.
Zaniknie pragnienie spotkania się z Bogiem u tego, kto zniszczył w sobie dar przyjaźni z Nim. Tęsknota za kimś rodzi się z miłości. Jeśli ktoś kocha Boga i głęboko się z Nim przyjaźni, ten w taki sposób kształtuje swoje życie na ziemi, żeby spotkać się z Nim w wieczności. Autentyczna przyjaźń łączy się z tęsknotą za spotkaniem z przyjacielem. W kim nie ma postawy przyjaźni wobec Boga, w tym też nie ma tęsknoty za Nim ani pragnienia spotkania się z Nim.
Częstym powodem zapominania o wieczności jest przywiązanie do bogactwa i urządzanie sobie wygodnego życia na ziemi. Chciwy człowiek tak skwapliwie zabiega o zdobycie bogactw, jak gdyby mogły mu one zapewnić wieczne szczęście. Dla pieniędzy człowiek gotów jest nieraz wyrzec się samego Boga, zrezygnować z przyjaźni z Nim, odrzucić Dawcę życia wiecznego.
Kto całe życie spędza na używaniu, na jedzeniu i piciu, na zabawach, przyjemnościach i rozrywkach, ten nie jest skłonny przejmować się czekającym go spotkaniem z Panem. Pragnienie doznawania przyjemności ziemskich sprawia, że odsuwa on od siebie niepokojącą go myśl o śmierci i o tym, co po niej nieuchronnie nastąpi. Człowiek taki nie odpowiada na wezwanie Chrystusa: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują”. Pociągany przez bogactwo i przyjemności człowiek woli nie myśleć o tym, że jego doczesne życie skończy się któregoś dnia. Odsuwa od siebie myśl, że jest powołany do życia, do spotkania z Bogiem i ze zbawionymi, do zmartwychwstania, do istnienia w Królestwie, w którym zostanie ostatecznie pokonana śmierć i wszelkie zło zagrażające człowiekowi . Człowiek przywiązany do bogactw i przyjemności przypomina Ezawa, który za miskę soczewicy zrzekł się przywileju pierworodztwa i błogosławieństwa ojca.
Kocha Boga ten, kto wypełnia Jego wolę, kto szuka stałego z Nim kontaktu.
Miłość – podobnie jak wiara i nadzieja – stanowi fundament przyjaźni z Bogiem. Nie można przyjaźnić się z Bogiem, gdy się Go nie kocha. Jeśli się kocha jakąś osobę, wypełnia się wszystkie jej rozsądne życzenia. Kto zatem miłuje Boga, ten będzie zawsze starał się wypełniać Jego pragnienia, gdyż one zawsze są wyrazem Jego nieskończonej mądrości i miłości. Bóg pragnie tylko zbawienia każdego człowieka, chce szczęścia dla ludzkości i doprowadzenia wszystkiego do powszechnej odnowy.
Miłość człowieka do Boga ujawnia się w ciągłym wypełnianiu Jego woli wyrażonej przede wszystkim w przykazaniach Dekalogu. „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania” – mówi Jezus. Miłość to postępowanie według zasad Ewangelii „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę” . Przykazania Boże, nauka Jezusa Chrystusa ukazuje nam drogę postępowania, która prowadzi do wiecznego szczęścia.
Wola Boża ujawnia się nam też w głosie sumienia, w natchnieniach Ducha Świętego, w różnych okolicznościach życia i w znakach czasu.
Kto prawdziwie kocha, ten naśladuje Maryję, służebnicę poddaną w miłości Bogu i wypełniającą Jego wolę.
Niestety, jako wolna istota człowiek jest zdolny do odrzucenia wskazań Bożych, by zgodnie z własnym upodobaniem tworzyć swoją przyszłość. Najczęstszym powodem pogardzania wolą Bożą jest pycha. Człowiek pyszny bowiem nie potrafi pogodzić się z myślą, że ktoś inny wie coś lepiej od niego. Zarozumiała osoba nie stosuje się do żadnych rad, uwag czy wskazówek. Pycha doprowadza nieraz nawet do pogardzania przykazaniami Bożymi, do odrzucenia nauki Chrystusa, do nieliczenia się z prawami natury itp.
Opisany w Księdze Rodzaju upadek pierwszych rodziców ukazuje powiązanie wzrostu pychy z pogardą dla spraw Bożych oraz z tendencją do rządzenia się własnymi prawami. I tak u pierwszych rodziców pojawiła się myśl: “Czyż nie możemy być równi Bogu i ustanawiać samodzielnie, co jest dobre, a co złe?” “Czy nie jesteśmy tak mądrzy, jak Bóg, by wyznaczyć sobie naszą drogę do szczęścia?” “Jakże Bóg może wiedzieć lepiej od nas, co dla nas jest dobre?” W sercu pierwszego człowieka zrodziło się przekonanie – które nie omija i nas – że nie ma ponad nim nikogo większego i mądrzejszego.
Pycha wdarła się do wnętrza pierwszego człowieka. Wraz z nią pojawiła się nieufność do Boga, do Jego rad i nakazów. Niepraktyczne a może nawet bezsensowne wydały się pierwszym rodzicom Boże wskazania. Zaczęli myśleć, że Bóg nie ma im już nic do powiedzenia, ponieważ sami znaleźli najwłaściwszą drogę do potęgi i wielkości. Pierwszym istotom ogarniętym pychą wydawało się, że znalazły najskuteczniejszą receptę na to, by stać się bogami. Sądząc, że poznali już najlepszy środek prowadzący ich do boskiej wielkości, postąpili po swojemu, depcząc Boże wskazania (por. Rdz 3).
Opis upadku pierwszych rodziców obrazowo przedstawia to, co może się dokonać we wnętrzu każdego człowieka ogarniętego pychą. Najpierw pojawia się u takiej osoby przekonanie o swej wyjątkowości. Przeświadczeniu temu towarzyszy mniemanie, że wie wszystko najlepiej, że – przynajmniej w pewnych dziedzinach – nikt, nawet sam Bóg, nie ma jej nic do powiedzenia. Człowiek pyszny trwa w przekonaniu, że tylko on wie najlepiej, jak ma postępować, aby być kimś wielkim. Wraz z przeświadczeniem o swej bardzo dobrej ocenie tego, co należy czynić, a czego zaniechać, pojawia się niechęć do przykazań Bożych i kościelnych, do rad udzielanych przez innych itd. W mniemaniu bowiem jednostki przeświadczonej o swej dobrej umiejętności ustalania dla siebie norm postępowania wszystkie rady i nakazy pochodzące od innych, a nawet od Boga, nie są tak “życiowe” ani tak “praktyczne” i “pożyteczne”, jak te, które sama sobie ustaliła.
Odchodzący od przykazań Bożych człowiek tworzy sobie swoisty kodeks postępowania. Zawiera on wskazania, jak należy postępować, aby osiągnąć w życiu szczęście, wielkość, powodzenie, sławę itp.
Chrystus pouczył nas, że jedyną drogą wiodącą do prawdziwej wielkości i do wiecznego szczęścia jest bezinteresowna i ofiarna służba Bogu i człowiekowi. Pycha jednak podważa prawdziwość tego pouczenia i skłania człowieka do szukania innego niż przez służenie sposobu osiągania szczęścia, pełni życia, wielkości, radości.
Każda wada skłania do szukania jakiejś drogi postępowania, niezgodnej z przykazaniami Bożymi, mającej jednak – w przekonaniu człowieka – zapewnić mu szybkie dojście do szczęścia i do wielkości. I tak np. próżny człowiek – zamiast kroczyć drogą służby – usiłuje osiągnąć wielkość i szczęście poprzez zdobycie rozgłosu, sławy, popularności. Dlatego też usiłuje być oryginalny, błyskotliwy, aby zwrócić na siebie uwagę. Spragniona władzy osoba sądzi, że osiągnie wielkość i szczęście, kiedy podporządkuje sobie jak najwięcej ludzi, nawet cały świat, kiedy będzie rządzić innymi. Inni znowu myślą, że ich pragnienie szczęścia, które może zaspokoić tylko Bóg, zostanie nasycone, kiedy jak najwięcej ludzi ich pokocha, otoczy uczuciem, zainteresuje się nimi lub przynajmniej okaże współczucie.
Jeszcze inne osoby ulegają iluzji, że wielkość i szczęście osiągną poprzez zdobycie majątku. Inna grupa ludzi doszukuje się najskuteczniejszej drogi do pełni szczęścia w różnego rodzaju praktykach seksualnych, w jedzeniu, piciu, w nadużywaniu alkoholu, w narkotykach, w wygodnym i leniwym życiu. Bywają i tacy ludzie, dla których drogą do wielkości i szczęścia jest zastraszanie bliźnich, okrucieństwo, dokuczanie ludziom, poniżanie ich, sprawianie bólu, przykrości, mszczenie się za doznane upokorzenia i krzywdy. Zazdrośni ludzie pragną osiągnąć szczęście przez posiadanie tego, co mają inni – np. majątku, sławy, piękności, szczęścia itp. – lub przynajmniej przez pozbawienie bliźnich tego, co przynosi im radość.
W swym zuchwalstwie – rodzącym się z pychy i z braku zaufania do Pana – człowiek odrzuca Boże wskazanie, jak dojść przez służbę do prawdziwej wielkości i szczęścia. Podąża za swoimi – a jeszcze częściej za podsuniętymi przez szatana – myślami, które skłaniają go do grzesznego postępowania.
Konsekwencje stosowania w życiu własnych “recept” na szczęście bywają tragiczne. Człowiek bowiem nie osiąga spodziewanego szczęścia ani upragnionej wielkości, lecz niszczy swoje człowieczeństwo, zamyka się w swoim egoizmie. Zamiast upragnionego szczęścia – które miała mu zapewnić sława, podziw otoczenia, władza, pieniądz, przyjemności seksualne, jedzenie, alkohol, narkotyki, rozrywki, komfort życiowy – człowieka ogarnia nuda, poczucie bezsensu, zniechęcenie i gorycz. Zamiast szczęścia odczuwa ciągły niedosyt.
Ponadto zamiast upragnionej wolności, której człowiek szukał na drodze odrzucania Bożych przykazań, pojawia się wewnętrzne zniewolenie przez egoistyczne skłonności. Odrzucający wskazaną przez Chrystusa drogę pokornej miłości i służby człowiek staje się niewolnikiem swego egoizmu. To zniewolenie jest tak silne, że człowiek może za świętym Pawłem powiedzieć: “Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro: bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7,18- 19). Im częściej człowiek odchodzi od przykazań Bożych, tym trudniej jest mu do nich wracać, gdyż staje się niewolnikiem swoich egoistycznych pragnień.
Miłość rodzi pragnienie spotykania się z umiłowaną osobą. To odnosi się również do Boga: kto Go miłuje, ten pragnie się z Nim spotykać tak, jak jest to możliwe tu na ziemi.
Chrystus ustanowił specjalne środki, które umożliwiają nam spotykanie się z Bogiem. Tymi środkami są sakramenty. Wiara, zaufanie i miłość do Chrystusa powinny skłaniać nas do spotykania się z Nim, np. w sakramencie Komunii św., w sakramencie pojednania.
Sakramentalne spotkania z Chrystusem przyczyniają się nie tylko do naszego uświęcenia, lecz również do odnowienia całego świata. Udzielając łask sakramentalnych Chrystus buduje nową rzeczywistość Królestwa Bożego, nowy porządek oparty na miłości, sprawiedliwości i pokoju. Łaska Chrystusa, której udziela w sakramentach, wyzwala człowieka z niewoli zła i grzechu.
Istnieją jednak ludzie, którzy nie korzystają z pomocy, jakiej Chrystus pragnie im udzielać przez sakramenty. Powodem takiej sytuacji jest ich słaba wiara, przytłumiona przez różne egoistyczne tendencje, chociaż nie zawsze człowiek przyznaje się do tego, np. różnie tłumaczą się ci, którzy nie chcą zawrzeć ślubu kościelnego.
Wpływ różnych wad, zwłaszcza pychy, ujawnia się w niewłaściwym podejściu do sakramentu pojednania. Lęk przed upokorzeniem się – którego pycha nie potrafi znieść – sprawia, że wielu unika tego sakramentu. Inni znów spowiadają się tak, aby jak najlepiej wypaść przed spowiednikiem. Aby nie miał o nich złego mniemania chwalą się, usprawiedliwiają, zatajają niektóre grzechy lub wyznają je zbyt ogólnie. Wpływ pychy może się spotęgować, gdy ktoś jest zmuszony do spowiadania się przed znajomym kapłanem.
Niektórzy posuwają się nawet do tego, że innych pozbawiają łask sakramentalnych. I tak np. zarozumiali rodzice nie chrzczą czasem swoich dzieci, by uchodzić za postępowych i szanujących wolność dziecka. Ktoś inny zaś odmawia swoim dzieciom łaski chrztu, gdyż obawia się kosztów związanych ze złożeniem ofiary. Innych znów lenistwo i niedbalstwo powstrzymuje przed przyniesieniem dzieci do kościoła, aby przyjęły sakrament odrodzenia. Bywają i tacy, którzy nie przynoszą dziecka do chrztu, bo “obrazili się” z jakichś powodów na proboszcza.
Oprócz sakramentów również modlitwa jest spotkaniem i rozmową z Bogiem. Dzięki słuchaniu i rozważaniu słowa danego nam przez Boga możemy się z Nim spotkać na ziemi. Kiedy więc człowiek prawdziwie kocha Boga, chętnie się z Nim spotyka, wykorzystując wszystkie możliwe środki, które to spotkanie umożliwiają. Przystępuje więc do sakramentów, modli się, czyta, słucha i rozważa słowo Boże.
. Kiedy człowiek ulega złym skłonnościom, miłość stopniowo ulega osłabieniu i może zaniknąć całkowicie. Przestanie kierować się Bożymi przykazaniami, nie będzie chciał się spotykać z Bogiem, dlatego zaniknie jego życie sakramentalne i modlitewne. Człowiek taki przestanie rozważać słowo Boże, bo zaniknie w nim chęć układania według niego swojego życia. W miejsce miłości pojawią się takie grzechy jak: obojętność, niewdzięczność, oziębłość, lenistwo duchowe czy wręcz nienawiść do Boga.
Obojętność
Obojętny na Boga człowiek nie kocha Go, nie ujawnia Mu w żaden sposób swojej miłości. Nie skłania go do udzielenia odpowiedzi miłości nawet sama miłość i miłosierdzie Boże. „Obojętność zaniedbuje lub odrzuca miłość Bożą; nie uznaje jej inicjatywy i neguje jej moc.” (KKK 2094)
Niewdzięczność
Kto nie kocha Boga, ten zapomina o podstawowym zobowiązaniu, jakim jest wdzięczność wobec Dawcy wszystkich darów, którym jest Bóg, i okazywaniu Mu miłości. „Niewdzięczność pomija lub odrzuca uznanie miłości Bożej, jak również odwzajemnienie się miłością na miłość.” (KKK 2094)
Oziębłość
„Oziębłość jest zwlekaniem lub niedbałością w odwzajemnieniu się za miłość Bożą; może zakładać odmowę poddania się poruszeniu miłości” (KKK 2094). Częstym sposobem usprawiedliwiania swojego braku miłości do Boga jest tłumaczenie się brakiem czasu na modlitwę, na uczestniczenie w Eucharystii, na rozważanie słowa Bożego.
Lenistwo duchowe
„Znużenie lub lenistwo duchowe posuwa się do odrzucenia radości pochodzącej od Boga i do odrazy wobec dobra Bożego” (KKK 2094). Kiedy nie ma miłości, zrobienie czegoś dla Boga – a także dla drugiego człowieka – staje się wyłącznie uciążliwym ciężarem, przykrą koniecznością. Czynienie dobra męczy złego człowieka. Brak miłości do Boga ujawnia się między innymi w niechęci do czynienia czegoś z myślą o Nim i dla Niego.
Nienawiść do Boga
Niszczenie w sobie miłości do Boga może w końcu doprowadzić do otwartej nnawiści do Niego. „Nienawiść do Boga rodzi się z pychy. Sprzeciwia się ona miłości Boga, zaprzecza Jego dobroci i usiłuje Mu złorzeczyć jako Temu, który potępia grzech i wymierza kary” (KKK 2094). Pełna nienawiść do Boga ujawnia się w istotach potępionych.
Modlitwa
Strzeż mnie, Panie, przed popadnięciem w grzechy przeciwne miłości do Ciebie. Uchroń mnie przed obojętnością, niewdzięcznością, oziębłością, lenistwem duchowym, a zwłaszcza przed znienawidzeniem Ciebie.
Jezu, moja jedyna miłości, modlę się za tych, których kochasz, a którzy nie potrafią kochać Ciebie. Oby i mogli zostać oczyszczeni i uzdrowieni, aby i oni doznali uwolnienia od wszelkiego zła. Amen.
Ksiądz Tomasz
( opracowano na podstawie Katechizmu Kościoła Katolickiego, oraz rozważań ks. Michała Kaszowskiego)